środa, 31 sierpnia 2011

zasugerował pewną teorię...

O tym co inni myślą na dany temat nie można przysłowiowo spłukać jednym pociągnięciem sznurka ( kto by pamiętał jeszcze wogóle takie kible z taka spłuczką ) jak to ujął jeden z komentatorów pojawienie się publikacji Tomasza Terlikowskiego. Postać mało znana ,ostatnio facet narobił szumu wokół jak to media nazwały tzw. „herezji smoleńskiej” gdzie stroną odpierającą zarzuty był sam kardynał Dziwisz. Jednak mnie zainteresował tekst Pana Tomasza na łamach jego blogu odnośnie PiS-u. Autor zasugerował pewną teorię, pokazując bądź co bądź działania tej partii, że własne, indywidualne przekonania członków tej partii należą do przejawów niezbyt mile widzianych w tych szeregach. Nie jest rzeczą nową, że będąc członkiem danej partii często trzeba przytakiwać nie dlatego ,że takie jest nasze przekonanie lecz wyłącznie z czystej elegancji bo w końcu sympatyzując z daną partią przyznajemy słuszność jej poczynaniom. Teraz człowiek jako jednostka już się nie liczy, indywidualizm jest niebezpieczny i co często się zdarza, mało kiedy idzie to z interesem ogółu.
Wydaje mi się, że odniesienie całej sytuacji do zmiany jakoby polityki Kaczyńskiego do spraw związanych z aborcją, obroną życia poczętego jest nadużyciem. Nie bronię PiS-u jako partii w tej materii jednak okoliczności związane z miejscami na liście wyborczym pewnych osób wydają mi się czysto przypadkowe .Za bardzo akcentowana kwestia obrony życia i ludzi których z nią utożsamiamy daleko odbiegać może od tego założenia. To że ktoś znajduje się trzeci na jakieś liście w okręgu wcale to nie musi oznaczać ,że jego poglądy na dany temat są mniej ważne w odniesieniu do niego samego zarówno jak i do całej partii. Tutaj to nie kryteria i względy osobiste decydują o kolejności na liście wyborczym ale siła przebicia. Nie można gdybać czy uda się czy poniesiona zostanie porażka. Racjonalne podejście, trzeźwa ocena szans, siła przebicia są czynnikami decydującymi w każdej partii, tutaj zasady jakby są takie same dla wszystkich.

środa, 24 sierpnia 2011

Misie Ratują Dzieci

Dzieci są świadkami wielu tragedii i często są ofiarami nieszczęśliwych zdarzeń. Nie można powiedzieć ,że wina leży po obu stronach bo tutaj wyłącznie winę ponosi dorosły. Dziecko ma prawo nie rozumieć co się wokół niego dzieje i taka percepcja jest usprawiedliwieniem zachowania małoletnich dzieciaków. Bardzo mało o tym się mówi ale konsekwencje takich wypadków są długotrwałe i często zostawiają poważny uszczerbek na zdrowiu psychicznym takiego dzieciaka. Trudno wojować z NFZ na temat takiego stanu rzeczy, ponieważ dla nich, instytucji państwowej rehabilitacja musi być konsekwencją jakiegoś urazu fizycznego natomiast strona sfery psychologicznej, terapeutycznej jest w ogóle nie brana pod uwagę. Takie procesy są długotrwałe i kosztowne. Państwo nie ma pieniędzy i wszyscy mijają się z refundowaniem tego rodzaju świadczeń. Przed katastrofą uchronić je mogą różne fundacje, stowarzyszenia jednak to nie rozwiązuje tematu w żaden sposób. Dotacje, subwencje które są otrzymywane od państwa są zbyt małe żeby tego rodzaju placówki mogły samodzielnie funkcjonować. Również korzyści płynącego z 1 % przekazanego w rozliczeniu podatku stanowią kroplę w morzu potrzeb. Popieram inicjatywę Stowarzyszenia Misie Ratują Dzieci bo warto zwrócić uwagę na projekt ,który powstał dzięki temu stowarzyszeniu a mianowicie Dom Misia Ratownika w Dźwirzynie. Jako takie centrum terapeutyczne dla ofiar wypadków jest placówką jakich potrzeba o wiele więcej na terenie kraju.

http://www.misie.sos.pl/projekt-mis-ratownik.html

wtorek, 23 sierpnia 2011

krew w cenie

Wydawałoby się, że w tamtych czasach, odległych o kilkanaście lat, bycie zwyczajnym honorowym dawcą krwi jest czymś prestiżowym, godnym naśladowania przykładem dla innych . Niestety społeczeństwu obecnie ku temu szczytnemu celowi już nie tak po drodze jak to kiedyś miało miejsce. Współczesna generacja ludzi patrzy na oddawanie krwi przez pryzmat ulgi podatkowej, tutaj należało by pochylić czoło i właściwie nie za bardzo wiem ku czemu, głupocie państwa czy oddać szacunek za pomysłowość rządu. Postanowiono wycenić krew, która fizycznie jest bezcenna, nie podlega żadnym normom fiskalnym jednak jako instrument podatkowy została wyceniona na jakieś 130 zł ( 1 litr ) i 170 zł w przypadku osocza. Możliwość odliczenia krwi od dochodu, przy założeniu ,że nie przekroczy 6 % dochodu takowa ulga, wydaje się lekką przesadą i bolesnym ciosem w ludzi ,którzy oddawali krew z poczucia obowiązku, chęci niesienia wsparcia. Taka forma bezinteresownej pomocy nadawała charakter idei i mobilizowała społeczność to angażowania się w projekt krwiodawstwa.
Uzbrojone w ustawy, przepisy krwiodawstwo w Polsce nabiera całkiem nowego znaczenia, wprawdzie cel jest ten sam ale zmienił się sposób w jaki do tego celu się dochodzi. Nie twierdzę ,że wszyscy tak postępują jednak oddawanie krwi umożliwia zwolnienie od pracy osobom oddających krew co często stanowi pewien rodzaj wymówki i uzasadnienia dla swojej nieobecności. Honorowy dawca krwi ma takie prawo ale czy przypadkiem taka postawa nie jest zwyczajnym nadużyciem ze strony pracownika. Prawo do dnia wolnego, ekwiwalent pieniężny wypłacony przez zakład pracy w takiej kwocie jakby był w tym dniu w pracy i możliwość skorzystania z ulgi. Taka forma darowizny, bo tak jest interpretowana możliwość oddania krwi ,praktycznie pozbawia pracodawców swobody prowadzenia działalności prywatnej i państwowej, gdzie zjawisko jest bardziej widoczne.
Osoby starsze, którzy często są zasłużonymi honorowymi dawcami krwi żyją w przeświadczeniu, że mają możliwość bezpłatnych badań laboratoryjnych. Faktycznie są przepisy ,które to regulują i ustawowo takie świadczenia powinny być wykonywane. Trochę to smutne bo każdy z nas wie jak funkcjonuje NFZ więc nie trzeba tego omawiać jednak w moim odczuciu bardziej niezrozumiałą sytuacją jest fakt, że w momencie kiedy taka osoba trafia do szpitala, osoba która oddawała potrzebującym krew zostaje pozbawiona możliwości otrzymania krwi bo jej zwyczajnie brakuje. Irytacja ludzi nabiera emocji w chwili , kiedy dowiadujemy się, że szpital nie ma pieniędzy żeby kupić krew od stacji krwiodawstwa przy założeniu ,że my społeczeństwo oddajemy ją za darmo. Sądzę, że wina nie leży po stronie szpitali bo sama krew jest poddawana licznym badaniom, które poprzez swój koszt automatycznie podnoszą wartość krwi. Brak spójnego programu, odpowiednich przepisów spowodowało , że jesteśmy świadkami absurdów, chociażby wycieczki ludzi specjalnie w celu oddania krwi w Niemczech bo to bardziej się opłaca. Chętnych w Polsce byłoby o wiele więcej jednak widziane jest to już na zasadzie coś za coś w stylu oddam krew dostanę ulgę na komunikację miejską ale w tym wypadku inicjatywą musi wykazać się miasto, gmina a i z tym to różnie bywa. Pozytywnym akcentem tego szczytnego celu, pomagania innym jest informacja z Woodstocku gdzie od honorowych dawców zebrano 700 litrów krwi.

piątek, 19 sierpnia 2011

Bełkot wyborczy

Wydarzenia wyborcze jakie nas jeszcze czekają mogą być bardzo interesującym tematem dla niejednego komentatora polityki współczesnej. Kiedyś faktycznie zmiana bądź zapowiedz czegoś nowego wzbudzała wiele emocji, tematem tabu z nadzieją w sercu ,że może być lepiej niż jest dotychczas. Chwilowo jest spokój, cisza która czasem przeraża. Słychać wprawdzie głosy na temat kampanii wyborczej, zbieraniu podpisów czy o informacjach kto będzie numerem jeden na liście w danym miasteczku. Cała szopka dopiero przed nami. Rozczarowania i śmiechu na pewno nie zabraknie jednak przeraża w tym wszystkim cała ta błazenada, okłamywanie wyborców, obiecywanie czegoś na co kandydat nie ma najmniejszego wpływu. To jest żenujące, wykorzystuje się techniki psychologiczne żeby manipulując faktami, interpretując na swój sposób rzeczywistość możliwie jak najwięcej osób przekabacić na swoją stronę.
W tym wszystkim już nie chodzi o to kto ma rację a jedynie kto uzyska odpowiednią ilość głosów. Teraz jednostka już się nie liczy, automatycznie wstępując w jakieś szeregi staje się tą samą wroną co pozostali, gdzie zdanie indywidualne się nie liczy a jedynie ogółu jako całości danej partii. Takie trochę dziadostwo w polskim wykonaniu. Nie oczekuje jakiegoś profesjonalizmu bo raczej tam gdzie ma miejsce płytka wręcz prymitywna polityka nie należy spodziewać się jakiś rewelacji po stronie kandydatów. Sytuacja gospodarcza kraju, chociażby spadek produkcji przemysłowej jest znakiem ,że idzie w dół w momencie kiedy cały nasz wysiłek powinien wskazywać pozytywne wskaźniki. Stara Europa ciągnie pozostałych, o Ameryce nie ma co wspominać bo to co wydawało się najlepsze i największe okazuje się być tylko kolosem na drewnianych nogach, który niestety ze starości już ulegają rozpadowi. Jeśli nie obudzimy się zawczasu to popłyniemy i utoniemy a to co ma miejsce obecnie wskazuje ,że taki scenariusz jest bliski realizacji.
Wydawać by się mogło ,że jest jakaś nadzieja. Nowe wybory, nowi ludzie ,świeże spojrzenie ale to iluzja bo polityka będzie nadal zmierzać w tym samym kierunku. Jakoś nie wyobrażam sobie ,żeby zwycięska partia podjęła reformy w kraju bo i po co narażać się swoim wyborcom. Brak poważnej dyskusji, debaty na tematy uciążliwe dla społeczeństwa w poprzednich latach powoduje ,że nie ma czego nawet kontynuować.Za bardzo zachłysnęliśmy się demokracją jak małe dzieci, nie zważając na konsekwencje teraz próbujemy naprawić co zepsuli poprzednicy. Wina leży po obu stronach a nie jak to ma miejsce, jedni obwiniają drugich kreując się na wybawców i sprawiedliwych tego narodu waląc niemiłosiernie demagogią w naród. Czemu lewica będą opozycją nie podzieli się programem z rządem, dziwna sytuacja, wcześniej wszystko było dla dobra narodu a po wyborach już nie wszystko spełnia oczekiwania partii rządzącej. Kraj absurdu czy liczebnej przewagi cwaniaków…

wtorek, 16 sierpnia 2011

Obiecać nie grzech.

Doszukałem się ciekawego artykułu na łamach gazety „Uważa rze”, gdzie bracia Karnowscy rozmawiali z byłym ministrem rolnictwa Arturem Balazsem. Wydaje mi się, że obraz rzeczywistości jest przedstawiony przez tego pana w miarę obiektywny sposób i użyłbym stwierdzenia, że taki prawdziwy,nic a nic nie odbiegający od realiów.
Utrzymanie władzy przez rząd staje się priorytetowym działaniem PO jednak on sam jest zaniepokojony brakiem kwestionowania przez naród działań wydawać by się mogło sprzecznych z ogólnie rozumianym dobrem w imieniu społeczeństwa. Słusznie zauważył mówiąc na temat systemu emerytalnego. Jedyne Tuskowe osiągnięcie to likwidacja emerytur pomostowych a sama forma reformy systemu emerytalnego oparła się na przeniesieniu środków z OFE do ZUS-u co przy okazji pomogło obniżyć różnicę pomiędzy dochodami i wydatkami w budżecie oczywiście rujnując tym samym cały system funduszy emerytalnych. To tak jakby z Twojego kieszeni wyciągnięto kilka „stówek” i zastąpiono kartką z nakreśloną wartością tego pieniądza czyli niby je masz ale tak naprawdę fizycznie ich nie masz. Brak wiary w obietnice premiera widać w każdej wypowiedzi, wspomnienie o drogach, właściwie o skoku jaki miał się dokonać w tej materii ,najlepiej odzwierciedla raport pewnej stacji telewizyjnej ,która pokazała, że na 27 odcinków na Euro2012 będzie gotowych zaledwie 6 takich pozycji drogowych. Myślę, że to nie wymaga komentarza zbytnio. Dużym zaskoczeniem również wydaje się fakt, że ta partia ,która deklarowała nie korzystanie z dotacji pieniędzy państwowych, mimo to wcale nie zrezygnowała z tych środków. Stara zasada ; obiecać nie grzech. To daje się odczuć, brakuje jakiegoś ogniwa pomiędzy PiS-em a PO, inne partie nie liczą się ,mają zbyt małą siłę przebicia albo jak to zauważył pan Artur, są zwyczajnie eliminowane przez konkurentów.
Prawda o „Solidarności” okazuje się być bolesnym doświadczeniem w odniesieniu do roli Kościoła. Tutaj popełniono poważny błąd automatycznie oddalając się od tego samego Kościoła, który pozwolił „Solidarności” przetrwać w trudnym dla nich okresie. Podejście do instytucji w sposób instrumentalny odzwierciedla naszą wdzięczność i pamięć tamtych dni. Daleko idące wnioski można różnie z interpretować jednak przy założeniu ,że strefa Euro nie rozpadnie się trzeba mocno się zastanowić czy państwo ma kreować jakiś system wartości czy czasem nie powinno być na odwrót,gdzie system będzie trzymał twardo w garści całe państwo.

niedziela, 14 sierpnia 2011

Krwiodawstwo w Polsce.

Kiedyś w rozmowie były premier Francji Michel Rocard stwierdził jednoznacznie na temat polityki w Polsce, a mianowicie użył takiego stwierdzenia ; „Polityka straciła zwyczaj używania narzędzi intelektualnych, również w Polsce. Polska scena polityczna produkuje masę głupot”. Nie trudno z nim się zgodzić obserwując wspieranie honorowego krwiodawstwa poprzez instrumenty podatkowe. Pomysł iście idiotyczny więc pozostaje tylko postukać się po głowie co niektórym. Tam gdzie krew jest bezcenna okazała się mieć cenę rynkową. Dzięki wsparciu w postaci odliczenia od dochodu w wysokości 130 zł na litr krwi i 170 zł za osocze. Taka ulga w postaci darowizny w oczach rządu ma wpłynąć na zwiększenie krwiodawstwa w Polsce. Mieszane myśli mają osoby, które całe życie oddawały krew za darmo (no były czekolady dawane w ramach jałmużny) a teraz krew staje się rodzajem towaru o określonej wartości. Kiedyś oddawano krew ,żeby pomóc innym potrzebującym, teraz chętnych przybywa nie z powodów czysto ideologicznych ale wyłącznie z potrzeby pieniądza. W ten sposób zachęciliśmy do oddawania krwi i osocza tylko ciekawe jak to ma się do potencjalnych dawców krwi w strefie przygranicznej chociażby z Niemcami, wydaje mi się ,że śmieją się z tego pomysłu. Nawet nie myślę w kategoriach co by było gdybyś człowieku-honorowy dawco krwi sam potrzebował pomocy i jak bardzo takowa pomoc by do Ciebie-Polaku dotarła na czas. Myślę, że poważnie powinniśmy się zastanowić do czego zmierza krwiodawstwo w Polsce. Taki sposób promocji krwiodawstwa czyni z nas ślepym narodem na ludzką krzywdę i w żaden sposób nie pomaga szczytnemu celowi a jedynie pokazuje brak pomysłu na pomoc osobom cierpiacym.

sobota, 13 sierpnia 2011

Ubóstwo

Skrajna nędza czy ubóstwo to nie tylko obrazy z Somalii lub innych obszarów Afryki. Zjawisko dotyczy również polskiego społeczeństwa. Temat nie należy do jakiś specjalnych bo i na tym polu powinniśmy mocno zastanowić się jak zminimalizować to do czego dopuściliśmy na przestrzeni kilku lat.
Na ten temat zostało już wiele napisane i jakoś nikt tym za bardzo się nie przejął. Wszystko jest rozdmuchane w czasie kiedy GUS prezentuje swój raport, padają liczby, formułowane są zarzuty dlaczego tak jest, co się stało i mamy obraz ubóstwa w Polsce. Co zaskakuje najbardziej, mianowicie okazało się ,że przysłowiową biedę klepie tyle samo ludzi co w roku 2000.W przełożeniu na liczby w skrajnym ubóstwie i poniżej pewnego poziomu egzystencji żyje 6,5 mln ludzi. Raport nie jest obiektywny i nijak się ma do tego problemu. Wartość jaka została przyjęta za granicę ubóstwa jest pozycją stałą od kilku lat i jej poziom pomimo rosnących dóbr konsumpcyjnych dalece odbiegał od rzeczywistości. Wyszczególnienie kryteriów określenia upokarzającego dla człowieka stanu pokazuje idiotyczna tabelka w tym raporcie ,która w sposób dziwny klasyfikuje biedę opierając się na kwotach, delikatnie nazywając zakres tabeli jako wskaźnik zagrożenia ubóstwem.
Na uwagę zasługuje troska państwa o tych ludzi w tym raporcie, gdzie czytamy „Od 1 października 2006 r. nie zmieniła się nominalna wartość progów interwencji socjalnej, a tym samym wartość granicy ubóstwa ustawowego.” Państwo konsekwentnie ignoruje występowanie tego rodzaju zjawiska. Tutaj już nie wystarczy dać komuś wędkę, żeby sam sobie złowił rybę ale potrzebny jest pełny pakiet socjalny opieki nad takimi ludźmi. Emocjonalnie są to wraki społeczne, które w większości przypadku nie potrafią bądź nie mogą dostosować się do wymagań rynku pracy. Innym czynnikiem ,który działa na niekorzyść tego raportu jest fakt, że duża liczba członków gospodarstw wyemigrowała w celach zarobkowych. Powody są różne ale najczęściej było to bezrobocie i życie na granicy ubóstwa. Jak to ma się do tych procentów w tabelach ,ano nijak bo zwyczajnie nie uwzględniono tego rodzaju sytuacji a GUS zajął się tym co obejmuje jego zakres i nie szuka analogii do wskaźników procentowych. Temat zbyt obszerny, żeby go w całości analizować ale zastanawia mnie dlaczego państwo dopuszcza do tego rodzaju sytuacji gdzie rencista- będąc chory nie z własnej winy skazany jest na dziadowanie i dlaczego rolnik nie może wyżywić własnej rodziny tylko dlatego ,że nie stać go na podstawowe środki do życia. Czy faktycznie tak musi być czy to tylko brak dobrej woli politycznej.

czwartek, 11 sierpnia 2011

Akcjonariat obywatelski

Sztucznie nadmuchany projekt akcjonariatu obywatelskiego okazał się społeczną katastrofą. Taką fatalną w skutkach siłę przebicia miał minister skarbu Aleksander Grad, który silnie mocno chciał sprzedać kilka państwowych zakładów w celu pozyskania znacznych środków na potrzeby kraju.
Raczej z obawy ,że może zabraknąć chętnych do inwestowania, postanowił pod kątem prywatyzacji zachęcić i zmobilizować ( czyt. naciągnąć ) społeczność do masowego akcjonariatu.
Temat raczej śliski w kraju gdzie poziom ubóstwa notuje systematyczny wzrost ale tutaj minister Grad nie miał za bardzo wyjścia, wiedział że przejęcie w całości takich firm jak chociażby PZU przez instytucje zagraniczne nijak miałoby się do bezpieczeństwa kraju stąd też zaczerpnięto przykład z Zachodu ,a mianowicie stworzono możliwość inwestowania swoich oszczędności zwykłemu obywatelowi.
W taki sposób stworzono nowy rodzaj drobnych inwestorów, co pokazała rzeczywistość ,mocno rozczarowanych wynikami giełdy. Wprawdzie większość debiutów tych państwowych firm wskazywało na obiecujące inwestycje w dłuższej perspektywie czasu ,jednak to co obserwujemy teraz zbija niejednemu sen z oczu.
Minister skarbu okazał się mistrzem naciągania, tam gdzie miało być tak dobrze okazało się ,że jest mocno dalekie od optymistycznej wizji rządu.
Wszyscy chcieli zarobić a wszyscy stracili co bynajmniej nie było założeniem takiego rodzaju inwestowania. Minister wciągnął Polaków w niebezpieczna grę, przeraża skala zjawiska, nigdy wcześniej nie odnotowano takiej dużej ilości nowych rachunków inwestycyjnych na okoliczność zakupu akcji. Uwierzyli i zaufali powierzając swoje wolne środki w nadziei ,że zarobią parę złotych.
Tam gdzie rząd widzi sukces tam niestety nie widzą tego inwestorzy indywidualni ale chyba o to chodziło w tym wszystkim. No cóż, cel osiągnięto, chodziło o pozyskanie środków z prywatyzacji o określonej w założeniach kwocie a jak to zrobił minister to już inna sprawa.
Po raz kolejny nasza naiwność została wystawiona na próbę a co za tym idzie również łatwowierność w słowa polityków. W oczach polityków egzamin z naiwności zdaliśmy celująco a co dopiero będzie w czasie zbliżających się wyborów.
Rynek papierów wartościowych walnął silnie w dół, akcje dużych spółek poleciały tak mocno spadkami, że fascynacja akcjami w jednym momencie okazała się ludzkim koszmarem. Nie piszę o tragedii obywatela, ponieważ ładując się w rynek akcji świadomie taki człowiek podjął decyzję o lokowaniu własnych środków a teraz niestety zbiera tego żniwa.
Prywatyzowanie firm poprzez inwestowanie w giełdę pokazało z jednej strony słabość rządu, który sprzedaje wszystko jak leci bez patrzenia w przyszłość zaś z drugiej strony uwidoczniło się jak wielka jest desperacja społeczeństwa polskiego, które podejmują wyzwania ryzykowne, żeby poprawić swój byt. Trochę to żenujące, żeby ojczyzna, kraj w którym powinniśmy czuć się bezpiecznie zmuszała nas ( czyt. zachęcała ) do podejmowania tak ryzykownych decyzji.
Spadki na giełdzie odzwierciedlają stan naszej gospodarki, zapewnienia jak stabilnym krajem jesteśmy już nikogo nie oczarują. Taki jednorazowy odpływ inwestorów zagranicznych świadczy o rozlaniu się problemu na całą Europę. Patrzenie w kierunku Ameryki tylko pogrąża coraz bardziej Zachód bo i prawdą jest ,że jak w Ameryce kichają to w Europie wszyscy katar mają…

czwartek, 4 sierpnia 2011

Więzi pokoleniowe

Nie masz co zrobić z wolnym czasem to idź na pocztę, masz pewne że ten czas wypełni ci te wolne chwile na staniu w kolejce. Nawet nie umiałbym inaczej wytłumaczyć dziecku jak było kiedyś za komuny a tu życie, o dziwo współczesne, daje takie przykłady.
Poczta Polska w swojej ułomności i beznadziejności łączy starsze pokolenia z tymi co dopiero poznają smak konsumpcyjnego życia. Mawiają ,że w kapitalizmie musi się opłacać i tak to częściowo pasuje, na górze kasiory nie brakuje a na dole niestety tej kasiory nie będzie jeszcze długo. Równowaga zachowana, czy w swojej formie sprawiedliwa to lepiej spytać tych wszystkich co pod Sejmem pikiety urządzają. Taki mechanizm z pozoru uporządkowany jest pozbawiony wiarygodnej analizy, oczekuje się postawy biernej po obu stronach i świętego spokoju dla panów organizujących jakże atrakcyjne życie swojemu narodowi. Niby ten sam język a jakoś nie potrafi góra porozumieć się z dołem. Dużo obietnic nigdy nie ujrzało światła dziennego a i te nagłe, gorączkowe sprawy mają poważne problemy żeby się zmaterializować.
Wracając do naszej poczty jestem pełen ciekawości jak sobie nasze państwo poradzi z tym problemem. Żeby coś mogło funkcjonować należałoby pilnie pozbawić pracy wiele osób. Temat wrażliwy i dlatego nikt nie chce podjąć takiej próby bo mogłaby się skończyć cała ta „reforma” ukrzyżowaniem nie jednego posła. Wygrzebałem informację ,że Poczta Polska zwolni 5 tys. osób. Cyfra imponująca a zarazem przeraża ogrom skali tego zabiegu. Ciekawe jak się za to zabiorą, zaczną od kadry zarządzającej czy od doręczycieli ?
Zakład trzeba naprawić, nawet nie mam pojęcia czy była już restrukturyzacja tego społecznego niewypału ale jedno jest pewne, ktoś dobrze zadbał o interesy Poczty Polskiej żeby mogła nadal istnieć i utrzymywać posady państwowe . Bodajże w 2007 roku wprowadzono ustawę dotyczącą zakładu użyteczności publicznej jakim jest Poczta Polska, która pozwoliła na czerpanie z „koryta” dobrowolnej kwoty w celu utrzymania zakładu w przypadku generowania przez nią strat. To nie jest żart, uchwalono prawo do nadużywania środków pieniężnych z kieszeni podatników. Czyli jakiekolwiek działania naprawcze, upadłościowe ,które będą podjęte odbędą się z naszych pieniędzy. Znamy już poziom skuteczności takiego postępowania więc dobrze by było zawczasu poszukać sobie okłady na głowę bo nieuniknione ,że będą bardzo potrzebne.

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Samodzielność regionu

Mniejszy podmiot gospodarczy potrafi zatroszczyć się bardziej o własne interesy i każdy wydawany pieniądz jest wnikliwie analizowany pod kątem inwestycji. Całkiem inaczej sprawa ma się w przypadku dużych przedsiębiorstw do jakich można zaliczyć instytucję państwa. Moloch w swoich rozmiarach imponujący jednak gospodarka jego budżetem raczej przypomina sito aniżeli dobrze prosperujący zakład. Nie chciałbym tutaj kwestionować umiejętności rządzących ale chyba należałoby się zastanowić czy taka forma funkcjonowania państwa jest nadal skuteczna. Decentralizacja systemu wydaje się tutaj właściwym rozwiązaniem ale jakoś nie bardzo potrafię sobie wyobrazić administrację centralną świadomie i dobrowolnie przekazującą zakres swoich działań na poziom poszczególnych regionów. Częściowo taka polityka jest realizowana i w szczególności dotyczy samorządów gmin, powiatów jednak daleko nam jeszcze do takiego sprawowania władzy o jakiej marzą zwolennicy regionalizmu. Piękna idea czy zwyczajna konieczność ? Patrząc na charakter UE i jej dążenie do tworzenia nacisku na rozwój regionów możemy śmiało mówić o dążeniu pomniejszania znaczenia państwa jako organu uprawnionego do współpracy międzynarodowej. Znaczenie samorządów wydaje się tutaj mieć większe poparcie. Brak odpowiednich kompetencji, ograniczony sposób działania, uzależnienie od władz centralnych to dzisiejszy obraz większości pomimo tych niedogodności samorządów regionalnych. Ta chęć samodzielności wynika z racjonalnego rozumowania. Dany region jest bardziej zorientowany na własne potrzeby, ich wiedza przenosi się na konkretne inwestycje w danym obszarze stąd też zarządzanie funduszami unijnymi, którymi nas hojnie obdarowała Unia Europejska ,powinny być domeną regionów a nie jak to ma miejsce obecnie. Doświadczenie w tej materii pokazuje często nieudolność rządu co konsekwencją tego są potężne kary, utrata środków unijnych. Integracja w takiej formie daje szanse na nowe spojrzenie na politykę zagraniczną ale i też niesie z sobą zagrożenie w postaci oczekiwań autonomicznych. Osłabienie relacji z władzą centralną może spowodować niechęć do rządu i separację ,której wynikiem będzie brak poczucia jedności i przynależności do Polski. Myślę, że jeśli taka zmiana przynosiłaby wymierne korzyści ekonomiczne dla społeczeństwa i rozwoju ekonomicznego województw wtedy częściowe zanikanie wartości patriotycznych wydaje się być niezbyt wysoka ceną .Już teraz widać pomieszanie z poplątaniem gdzie prawo polskie musi ścierać się z prawem unijnym, Brak jasnego stanowiska powoduje może nie tyle co utratę suwerenności ale niedojrzałość polityczną państwa. Dotychczasowe myślenie rządu opiera się na utrzymaniu władzy a co za tym idzie bardzo małe zainteresowanie sprawami społecznymi, dlatego należy się zastanowić czy aby nie czas na przejęcie inicjatywy przez społeczność samorządową na poziomie gmin, powiatów w szerszym zakresie ich funkcjonowania przy współpracy jednocześnie ze strukturami państwa polskiego ale i w oparciu o prawa unijne.