sobota, 8 stycznia 2011

monitorują sytuację....

Wyobraźcie sobie taką sytuację jaka ma miejsce obecnie w Niemczech. Zakaz sprzedaży nabiału i mięsa objęło ponoć 4700 rolników. Okazało się, że z niemieckich ferm wypuszczono skażone jaja do obiegu. Okazało się ,że wszystkiemu jest winna zanieczyszczona pasza, która posiadała rakotwórcze dioksyny. Bardzo szybko udało im się zlokalizować miejsca gdzie mogły trafić skażone partie i okazuje się , że skala zjawiska jest olbrzymia i co bardziej przeraża, że stało się to w kraju słynącego z solidności i dokładności a cały handel kwitł dobre kilka miesięcy. Wysokie standardy szlak trafił i ukazała nam się szara rzeczywistość unijnych kontroli i badań. To co miało być najlepsze i ekologiczne okazało się zabójcze a propos niczym samo istnienie takiej struktury jak Unia Europejska. Z jednej strony została poddana wiarygodność kryteriów unijnych certyfikatów, które mają poważną lukę o czym świadczy ogrom zdarzenia ,z drugiej strony powinna dać do myślenia naszym kontrolerom ,służbom sanitarnym o istniejącym zagrożeniu. Na razie jakiś mądraliński stwierdził, że w Polsce nie ma powodów do zmartwień. Państwowa Inspekcja Sanitarna i Główny Weterynarz zapewniają- i tu uśmiech na twarzy-że monitorują sytuację i wykluczają taką możliwość. Każdy Polak zdrowo myślący wie, że Panowie pociskają brednie. Wydaje mi się, że mają nikłe pojęcie o znajomości przemysłu spożywczego i często opierają swoją wiedzę na informacjach od swoich podwładnych, która bywa często śladowa i niekompletna. Taka próba uspokojenia społeczeństwa jest mało przekonywująca, tym bardziej ,że świadomość ludzi o istnieniu wielu produktów chociażby w marketach jest pochodzenia niemieckiego. Jakie będą następstwa wykrycia w żywności toksycznych dioksyn w Polsce to trudno ocenić jednak biorąc pod uwagę dotychczasowe podejście organów publicznych do obywatela, możemy oglądać spektakl błędów i pomyłek za które zapłaci nikt inny jak przecięty Kowalski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz